poniedziałek, 14 lipca 2014

Oznaki życia

Zgodnie z tym co pisałam na fejsie Matka Roku żyje i ma się dobrze. Ba, nawet bardzo dobrze! Poprzednie tygodnie należały do dość intensywnych. W międzyczasie ruszyłam z Mami Fufu, czyli moimi pluszakami (link tu: klik), które rozchodzą się w tempie błyskawicznym i zbierają świetne "recenzje". Powiem szczerze, że nie nadążam z szyciem i intensywnie pracuję nad próbą wydłużenia doby kosztem snu tudzież innych rzeczy (tradycyjny burdel w domu i brak czasu na pisanie bloga, od którego przecież wszystko się zaczęło - sic!). Zjechały do mnie moje psiapsióły ze studiów i pierwszy raz od czasów Nelki poimprezowałam. I nie miałam wyrzutów sumienia. Zła matka. Za to przyznam, że impreza z dzieckiem w tle jest nieco inna.. człowiek tak jakoś trzyma się w ryzach bardziej. Może nie każdy człowiek, tylko ja. Tak czy siak - było cudnie! Szaleńczo! Śmiesznie! Uhhhh.. jak za tym tęskniłam! :) W tak doborowym towarzystwie inaczej być nie mogło. Animacja kultury do czegoś zobowiązuje. Wiadomo, kto robi najlepsze imprezy.
Z wieści okołonelutowych: ząbkowanie weszło w fazę właściwą i pokazały się dwie dolne jedynki. Lezą, lezą, wyjść nie mogą.. dziecię kwili, wścieka się, temperatury dostaje, gryzie wszystko co napotka na swej drodze (kolano matki jest przeeeee-pyszne). Gryzaki, żel, masaże nie pomagają, trzeba się wspierać paracetamolem. Koszmar przeżywa dziecko, a ja chyba w ramach empatii i współodczuwania dostałam bólu zębów (a kiedyś na studiach w teście psychologicznym niby wyszło mi, że mało empatyczna jestem). Cóż, najwyżej razem wyć będziemy. W dodatku Nelson przemieszcza się z prędkością błyskawicy. Wstaje, siada, raczkuje, niedługo chyba latać zacznie. W rezultacie my jeszcze bardziej ćwiczymy refleks, nie zawsze z właściwym skutkiem.. co sprowadza się do tego, że młode a to sobie guza nabije, a to się podrapie. Dramat jakiś. Zabezpieczę cały teren poduszkami i innym miękkim badziewiem, to i tak wynajdzie jedną wystającą deseczkę i tam przywali łbem. Może kask będzie lepszym pomysłem. My włosy z głowy rwiemy, bo strach, że dziecko uszkodzi się na stałe, a ona niezmordowana wyczynia swoje harce. Za maleńkości nie było problemu z obcinaniem paznokci, bo dziecię zafascynowane, że mama coś przy nim grzebie. Teraz... majta tymi kończynami.. no nie da się. W związku z tym, choć pewna byłam, że dobrze sprawiłam się, pomimo trudności przy obcinaniu, Nelut zrobiła sobie szramę na czole jak Harry Potter. Jeszcze niech tylko czarować zacznie. Także, żeby nie było wątpliwości, cudownie rozwija się nasza potomkini i jest taka... żywa!!!
Na koniec zdjęcie, w którym jestem absolutnie zakochana (widzicie jakie to moje dziecię wielkie?!). Zrobiła je fantastyczna Edyta Dufaj (uderzajcie do niej, jeśli potrzebujecie doskonałej fotografki na wszelkie uroczystości i nie tylko). A pochodzi (zdjęcie, nie Edyta) z weselicha, na którym byliśmy w ten weekend. Nelka została wynoszona i wypieszczona przez wszystkie ciotki, co w ogóle jej nie przeszkadzało :) 

Matka Roku z córą w pełnej krasie i okazałości.
I znów miałam napisać, co mnie tak wkurzyło czas jakiś temu, ale nie będę, nie chcę psuć atmosfery i sobie humoru :) Głupawa mnie dopadła chyba z tego tygodnia dobrego, co minął. Przesyłam wszystkim dobrą energię (nie musicie wyciągać rąk w stronę ekranu). Zaglądajcie do mnie na Matkę Roku i Mami Fufu. Ja działam, prę do przodu, nawet jak wieści brak :)

wtorek, 1 lipca 2014

Dzielne dziewczyny - na szybko

Udało nam się zdobyć pierwszą odznakę Super Pacjenta! Dlaczego nam? Nela dzielna była niesłychanie, dała się pokujkować - to racja, należało jej się. (Chwilę przed nią na pobraniu było dziecko, które darło się jakby je żywcem ze skóry obdzierali - nie koloryzuję.) Ale to przecież ja:
A) zaprowadziłam ją na rzeź (a serce matki krwawiło, że musi to zrobić)
B) trzymałam ją na kolankach (choć miałam ochotę uciec)
C) zagadywałam w czasie pobierania krwi (na spółę z pielęgniarką, ale kto by tam to liczył)
D) trzymałam plasterek po (śliczny, w rybki)
E) złapałam odpowiednią ilość siuśków do badania (prawdopodobnie, okaże się jeszcze)
F do Z) urodziłam to dziecko.
No powiedzcie sami, czy nie należała mi się nalepka Super Matki??? Nie pojmuję tej dyskryminacji. Składam zażalenie. Żądam docenienia wysiłków! Czyż nie mam racji?

Dzielny pacjent!

Poza tym pewnie zauważyliście na facebook'u, że wpadłam w szał szycia, mój dom powoli wypełnia się tonami pluszowych zwierzaków, które lada moment (jak tylko zostaną odpowiednio obfotografowane) pojawią się na portalu z wyrobami hand-made i będzie można je zawłaszczyć. A spotkać je będzie można pod nazwą Mami Fufu :) I to też będę ja. W końcu matka niejedno ma imię.. czy jakoś tak ;)
Ach! Na blogu zapowiadane zmiany też niedługo będą! Robię co mogę, z pomocą życzliwych mi dusz, za co im bardzo, bardzo dziękuję!
Dość gadania, lecę kroić króliki. 
To znaczy wykrajać. 
Z materiału.

Miłego dnia!