sobota, 19 kwietnia 2014

Matczyne niepokoje

Ciotka wczoraj do nas wpadła. Nelkowa ciotka, nie moja. Moja siostra własna za to. Postanowiłyśmy wyskoczyć do hurtowni materiałowych, żebym w święta mogła spokojnie do maszyny usiąść. Oczywiście zbierałyśmy się trzy godziny, bo jak można inaczej? W końcu trzeba obgadać wszystkie nieszczęścia świata po dwóch tygodniach niewidzenia się. Nela miała zwiechę całodniową. Spała prawie do 10, zjadła, znowu spała. A jak już się na dobre obudziła, patrzyła na świat tymi wielkimi ślipiami z jeszcze większą ciekawością niż zwykle. Trochę się martwiłam, bo zachrypło Majeństwo od płaczu - znów pojawiły się wieczorne napady kolki i różne inne problemy brzuszkowe (radość rodziców, gdy dziecko po 10 dniach robi kupę nie zna granic, nawet ufajdana zasłonka nie mąci euforii - wybaczcie, musiałam obwieścić światu). Do tego doszły szczepienia, eksperymenty żywnościowe i Nelson jakaś taka nie swoja była. Na szczęście do czasu. Skok do hurtowni okazał się całą wyprawą: jedna nieczynna, druga czynna do 14 - byłyśmy 20 minut po czasie, więc do auta i w inne miejsce. Tam już zakupy udało się poczynić, a przy okazji Nelson zapoznała się z krakowskim stylem kawiarnianym (ach! jak za tym tęskniłam!). 



Plac Wolnica rozkwita, piękne małe knajpki kuszą i mamią pysznościami, to i my obojętne nie pozostałyśmy. Dziecię ożyło zachwycone wszystkim dookoła.  Po wypiciu własnej butli, usilnie próbowało wyrwać matce z rąk koktajl i napić się prosto ze szklanki - zdolniacha. Udało nam się też promieni słońca podłapać. Po falstarcie, sukces gonił sukces ;) I tak do wieczora, kiedy zaczęło się marudzenie i ból brzucha (mama mistrz masażu), aż Majeństwo padło. Ze zmartwienia tym całym durnym dniem pół nocy nie spałam. Nie wiem co mi się w tej głowie ubzdurało, przeważnie daleka jestem od siania paniki, a intuicja dobrze mi podpowiada. Słuchałam elektronicznej niani, czy nic się na pewno nie dzieje. Gdy tylko przysypiałam, jakieś koszmary mnie nawiedzały. Cały czas wydawało mi się, że młoda cicho kwili, dopóki nie odkryłam, że to pies dziwnie chrapie. Po 3 nie wytrzymałam i pod pozorem karmienia zabrałam ją do nas. Oczywiście ładnie spała i nic, absolutnie nic złego się nie działo. Intuicja psia mać!

Jeśli do kogoś życzenia na święta nie dotarły, raz jeszcze: spokoju i odpoczynku przede wszystkim.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz