środa, 7 maja 2014

O frustracji i bezsilności

Czuję się jak najgorsza matka na świecie. Znacie to uczucie bezsilności, kiedy dziecko płacze, a wy nie wiecie co zrobić, bo wszystkie znane sposoby na uspokojenie zawiodły? Ostatnio permanentnie odnoszę wrażenie, że cokolwiek bym nie zrobiła, jest źle. Przed wyjazdem myślałam, że jakoś dogadałam się z Nelką i funkcjonujemy razem całkiem nieźle. Na wyjeździe była do rany przyłóż, a teraz? Marudzenie nie ma końca. Dałam nam te kilka dni na oswojenie się po powrocie do domu. Nic z tego. Ciągle źle. Dziś chyba apogeum. W połowie dnia miałam taki kryzys, że byłam pewna, że już się nie podźwignę. Musiałam parę razy odejść od małej, żeby się uspokoić, bo jeszcze chwila i gotowa byłam na nią krzyknąć, a tego bym sobie nie wybaczyła. Wstyd mi jak o tym myślę. Tak strasznie wstyd. Przecież ona nie jest niczemu winna, nie robi mi na złość. Próbuje tylko wyrazić swoje emocje, swoje potrzeby. Powinnam łapać w lot o co jej chodzi, a nie łapię. Nienawidzę tej frustracji i bezsilności. Staram się przy niej nie okazywać swojej złości. Uruchamiam w sobie wszystkie pokłady cierpliwości. I uśmiecham się. Uśmiecham, chociażby nie wiem co! 

Jakiś czas temu przeczytałam artykuł o matkach kilkulatków, które mówią o swojej bezsilności, o przekraczaniu swoich granic w opiece nad dzieckiem. O tym jak nie wytrzymują i zaczynają krzyczeć na dziecko albo je szarpać, dają klapsa, choć wcześniej zarzekały się, że nigdy w życiu tego nie zrobią. I o ich poczuciu wstydu. Normalne kobiety, kochające swoje dzieci. Byłam przerażona tym, co przeczytałam. Czy ja też tak będę? Nie, to niemożliwe. Muszę poszukać w sobie wystarczająco dużo siły, żeby temu zapobiec, żeby znaleźć inny sposób na porozumienie się z moim dzieckiem. Potrzebuję jakiegoś bufora, ujścia nagromadzonych emocji z całego dnia, żeby nie kończyć rycząc w poduszkę jaką to złą matką jestem. I jeszcze ta samotność, zdanie tylko na siebie przez większość czasu. Z uwieszonym u boku dzieckiem. Mam wspaniałego męża, ale on prawie cały dzień pracuje. Wiem, że chciałby spędzać z córką więcej czasu, tylko nie może. Dla niego to też frustrujące i trudne, że tyle go omija. Wybraliśmy życie z dala od rodziny, o to też nie mogę mieć pretensji do nikogo. Znajomi, którzy tak się cieszyli i wspierali na wieść o ciąży, nagle nie mają czasu zajrzeć do mnie. Bo praca. Bo życie. Bo problemy. Na telefon też nie ma czasu. Nagle moje dawne życie przestało istnieć. Albo może zostałam z niego wykreślona. Nie, nie żałuję ani chwili spędzonej z córką, ani sekundy. Zastanawia mnie tylko, czy frustracja jest wpisana w rodzicielstwo? Czy to ze mną jest coś nie tak?

Jestem zmęczona. Zmęczona fizycznie, od ciągłego noszenia tego słodkiego ciężaru, i zmęczona psychicznie. Zwykła wyjście na spacer urasta do rangi wielkiego problemu. A potem ona patrzy na mnie tymi wielkimi, niebieskimi oczami, uśmiecha się do mnie zawadiacko i cały świat w jednej sekundzie przestaje istnieć. Odchodzi zmęczenie, frustracja, bezsilność, złość.. wszystkie te straszne uczucia i pozostaje tylko miłość. Bezgraniczna miłość do mojej córki.


1 komentarz: