poniedziałek, 12 maja 2014

Rodzic jak ninja

Pewnego pięknego dnia zostaje taka delikwentka z delikwentem rodzicem i zaczyna się. Niby jest tych dziewięć miesięcy na przygotowanie się do przyjścia potomka/potomkini na świat, ale czy jesteśmy w stanie przewidzieć na co dokładnie się przygotowujemy? Czy nasza wyobraźnia sięga tak daleko, jak wyobraźnia naszego dziecka? Czy istnieje jedna uniwersalna instrukcje obsługi dziecięcia? Jakie umiejętności musi nabyć rodzic zanim faktycznie rodzicem się stanie?
Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie.. w filmach. Tak, tak.. nie przewidzieliście się. Kinematografia, jak żadna inna dziedzina, pomaga nam w rodzicielskich bolączkach. Przykłady? Proszę bardzo!

Rodzic musi być jak ninja - cichy i bezszelestny. Po wielu minutach płaczu i marudzenia dziecię łaskawie zasypia, oczywiście w najmniej odpowiednim miejscu, najchętniej przy cycu na mamusi. Przenoszenie śpiącego dziecka z jednego miejsca w drugie jest wysokospecjalistyczną czynnością, wymaga wprawy i wielu godzin ćwiczeń. Ruchy muszą być zdecydowane, lecz płynne. Nie ma przypadkowo trzeszczących klepek podłogowych, bo znasz już te wszystkie newralgiczne miejsca na pamięć i z gracją kotowatych omijasz. Cisza to twoje drugie imię. W zasadzie po takim treningu nawet występ w Tańcu z gwiazdami nie jest ci straszny, a od Iwony Pavlović dziesiątka murowana za posuwiste tango.
Rodzic musi być jak Superman - zawsze zdąży na ratunek. Mój kuzyn, jako parolatek, gdy tylko na sekundę (słownie: sekundę!) spuściło się go z oka, miał w zwyczaju wdrapywać się na schody, meble, inne sprzęty, byle wysokie. Następnie krzyczał: "kacięęę!" i, zgodnie z zapowiedzią, skakał. Wyobrażacie sobie? Każdy dorosły w tym momencie musiał wyostrzyć zmysły, zlokalizować berbecia i złapać zanim ten roztrzaskał się o podłogę. Wygląda znajomo? Pelerynka jest zbędna, gdy w grę wchodzi przekonany o tym, że ratunek nadejdzie kilkulatek. Nawet Supermen nie zdążyłby się przebrać.
Rodzic musi być jak Yoda - mądry i cierpliwy, chociaż czasem czuje się jak Bill Murray w Dniu Świstaka. Przypominam sobie, jak wiele lat temu przypałętała się do mnie malutka sąsiadka zza płotu. Jak to rezolutna dwulatka, miała milion pytań o wszystko. I tak siedziałyśmy na huśtawce, oglądając błyskające w oddali pioruny, a ja próbowałam inteligentnie odpowiedzieć na powtarzające się w kółko pytania "A co to?", "A dlaczego?", żeby zejść w końcu z tego cholernego tematu piorunów i burzy, o którym z resztą nie miałam zielonego pojęcia. Daremne to były próby, dodam.
Rodzic musi być jak Legalna Blondynka - pomysłowy i niekonwencjonalny. Znacie 1001 pomysłów na uszczęśliwienie dziecka? Nie? To poznacie! Ba, sami będziecie ich autorami. Samoloty pod sufitem, dzikie tańce po całym mieszkaniu, zabawa w chowanego z psem - to tylko niektóre pomysły, jakie wpadną wam do głowy, gdy standardowe metody (jedzenie, pielucha, zestaw zabawek) zawiodą. W końcu i tak dziecko znajdzie porzucony gdzieś kartonik po czopkach i uzna to za najlepszy czasoumilacz na wiele godzin, podczas gdy ty będziesz zdychać w kącie mieszkania, bo kondycha w tym wieku już nie ta. 
Rodzic musi być jak Indiana Jones - sprytny i szybki. I znowu dziecię zasnęło przy butli/cycu (wiem, że nie wolno, ale jak działa, to się nie pyta dlaczego, tylko dziękuje, że działa). Tym razem postanawiamy jednak zamienić butlę/cyca na smoczek. Pamiętacie tę scenę, w której Jones musi jednym ruchem zamienić figurkę na worek z piaskiem, inaczej cała świątynia się zawali? Analogia widoczna gołym okiem, nie muszę niczego tłumaczyć.

Te przykłady to tylko kropla w morzu. Co przyniesie życie, tego nie wie nikt. Jaki wam się egzemplarz trafi, jakich umiejętności będziecie potrzebować - dowiecie się poniewczasie. Dlatego oglądajcie, powiadam, oglądajcie filmy, róbcie notatki, nigdy nie wiadomo co się przyda.

Wiadomo za to, że na matkowym facebooku konkurs został rozpisany, z gatunku like&share, więc nic wielkiego. Zachęcam zatem do wzięcia udziału. Trwa do 17 maja, a wygrać można uroczego uszaka ze zdjęcia poniżej.


2 komentarze:

  1. Dopiero dzisiaj (czyli dzisiaj) jakim fejsbukowym cudem trafiłam na Twojego bloga! Czytam i czytam już trzecią godzinę i zaśmiewam się momentami (bezgłośnym oczywiście śmiechem - dziecko w pokoju obok - absolutna cisza obowiązuje od 19.37 - rzecz jasna) Pod tym postem już nie mogłam powstrzymać się od komentarza! Rozbroiły mnie klepki wydające odgłosy i cieszę się, bardzo się cieszę, bo już myślałam że tylko ja tak mam...
    Masz we mnie wierną fankę i od-deski-do-deski czytelniczkę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej późno, niż wcale ;) Super, że budzą uśmiech na twarzy te moje pisanki. Pozdrawiam cię ciepło!

      Usuń