piątek, 20 czerwca 2014

Fontanna

Po powrocie oswajamy się z domem na nowo - pozyskane w czasie nieobecności umiejętności pozwalają eksplorować otoczenie szybciej, sprawniej i dokładniej (mamy oczy dookoła głowy). Wakacje u dziadków możemy uznać za udane (myślę, że jakiś post wspominkowy się jeszcze pojawi). Z niechęcią wypuścili wnuczkę z powrotem w odległe rejony Polski. Wyboru jednak nie mieli, obie szalenie stęskniłyśmy się za tatusiem (nawet takim wybrakowanym, bez brody). I za naszą Norką! I za chmurkami nad nelowym łóżeczkiem, oknem w sypialni rodziców, impoderabiliami na przewijaku (które można przestawiać w czasie zmiany pieluchy utrudniając robotę), brzęczącą piłką, ekspresem do kawy (co takie fajne dźwięki wydaje) - słowem: wszystkim! A jak apetyt dziecku dopisuje! Konia z kopytami chuderlak Nelsonek jest w stanie wciągnąć i wołać o jeszcze. I ten apetyt właśnie napykał nam dzisiaj biedy.
Było tak. Dziecię pospało w ciągu dnia godzin 3. Po wstaniu obiadek dostało, wielki słoiczek jakiegoś tam kuraka z żółtkiem. Po dwóch godzinach znów głód dopadł, więc tyci-tyci deserku podjadło dziecię. Jak głodne, to co? Mam nie dać? (Z tyłu głowy siedzi doktórka mówiąca, że za mało waży Neliszka - karmić, karmić dziecko!!) Pojedzone, wytulone, do auta i na zakupy. W sklepie wszystko spoko, humorek dopisuje, w końcu w aucie się jeszcze młode dospało. I nagle patrzymy na nasze dziecko, a z niego wylewa się całe żarcie! Fontanna rzygów! Dostaliśmy zawału na miejscu, nie wiedząc w pierwszej chwili jak ją uratować, bo przypięta do wózka. Ta ilość wymiocin wydobywająca się z maluszka wyglądała przerażająco. Szczęście w nieszczęściu, że stało się to tuż obok pokoju dla rodzica z dzieckiem, który (cud jakiś) był akurat wolny. Pognaliśmy, sprawdzając wcześniej czy młode się nie dusi. Po obadaniu dziecięcia, przystąpiliśmy do próby ogarnięcia otoczenia. Górna część młodej tonęła w rzygach, poduszka, kocyk, szelki, zabawki.. nie wiedzieliśmy za co chwycić, żeby nie powiększyć szkód. Maleństwo udało się wydobyć z ubranek, te na zmianę, nie wiedzieć czemu, wyciągnęłam przed wyjściem z domu z torby. Spodenki jakoś ogarnęłam, znalazłam też sweterek. Cała reszta.. cóż.. wymaga solidnego prania. Dzidzionkowi powoli wrócił humorek, chociaż wyglądała na zdziwioną sobą i nie bardzo ogarniała co się stało i dlaczego.
Mam cichą nadzieję, że to nic większego, tylko niefortunny przypadek z przejedzenia. Tak czy siak - Neliszyńska śpi dzisiaj z nami (ululał  ją Jerz Igor, o którym niebawem słów kilka), co by mieć na nią oko. Ostrożności nigdy za wiele. Serca powoli zaczynają nam bić po zawale. Nasz Żarłatinek biedny. Ech.. milion całusów na dobranoc dla wszystkich.

Wakacyjny Nelutilek z prababciowym Keksiem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz